poniedziałek, 24 września 2012

` happy together



` Miłość, to jakby dać komuś władzę, by mógł Cię zabić.

O ileż łatwiej jest stanąć? O ileż łatwiej jest przestać walczyć? O ileż łatwiej jest po prostu trwać? Dać ponieść się nurtowi? Bo sądzimy, że nie mamy siły dalej brnąć przez tłum? Bo nie mamy siły podnieść głowy wysoko, popatrzeć przed siebie z siłą, która w nas drzemie i której nikt nie może nam wyrwać? A więc zatrzymujemy się w pewnym momencie swojego życia i zastanawiamy się dokąd tak naprawdę zmierzamy. Nie przytrafi się nam to raz czy dwa, ale pewnie kilka razy w ciągu całego życia. Wtedy najczęściej czekamy na bodziec zewnętrzny, który pchnie nas do przodu. Da powód. Tym bodźcem może być dosłownie wszystko, wszystko co ma dla nas jakąkolwiek wartość.
Ja obecnie stoję tylko pośrodku i rozglądam sie na boki, szukając Ciebie. Mojego powodu by ruszyć dalej. Ponieważ każdy dzień nie różni się niczym od poprzedniego. Ponieważ każdy dzień jest przepełniony tęsknotą. Czuję się trochę tak jakby ktoś zamknął mnie w pokoju, w czterech ścianach stworzonych ze szkła, które ktoś obficie oblał czarną farbą, a ja rozpaczliwie pragnąć światła, siadłam w jednym kącie i drapię paznokciami wyschniętą farbę by dojrzeć choć kawałek światła. Światło daje nadzieję, czy tak?

- Co Ty robisz? - Zapytało życie.
- Pakuję manatki.
- Przecież to dopiero ¼ Twojego życia, nie dramatyzuj…
- Na więcej nie mam siły - Westchnęła.
- Tchórz.
Nic nie odpowiedziała. 
- TCHÓRZ! - Krzyknęło życie.
- Odchodzę - Powtórzyła rozpaczliwie pragnąc w to uwierzyć.
- Głupia! Nigdy nie odejdziesz, jesteś jak kobieta w patologicznym związku. Ciągle będziesz się łudzić, że coś się zmieni, bo kochasz. A to się NIGDY nie zmieni - wycedziło przez zęby życie, a następnie bezczelnie roześmiało się jej w twarz.

Więc… ENJOY ;)



1 komentarz: